13 grudnia 2007
Przedstawiciele 27 państw Unii Europejskiej podpisali w czwartek (13 grudnia br.) w Lizbonie Traktat Reformujący UE, który będzie odtąd nazywany Traktatem Lizbońskim. W imieniu Polski dokument sygnowali premier Donald Tusk i szef dyplomacji Radosław Sikorski.
Polskiej delegacji na uroczystość podpisania traktatu przewodniczył prezydent Lech Kaczyński.
Premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown podpisze traktat później w czwartek. Na razie sygnował go szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband.
Traktat Lizboński, przyjęty 19 października po trzech miesiącach trudnych negocjacji, zastąpił projekt konstytucji unijnej, odrzucony przez Francję i Holandię.
Jego główne postanowienia - nowe w stosunku do obecnie obowiązującego Traktatu z Nicei - to usprawnienie unijnych instytucji poprzez przyjęcie nowego systemu podejmowania decyzji w UE, a także nadanie Unii osobowości prawnej oraz wiążącego charakteru Karcie Praw Podstawowych.
Jak podkreślił na początku ceremonii szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, Traktat Lizboński powołuje do życia "Unię Europejską powiększoną do 27 państw członkowskich, ponownie zjednoczoną wokół wolności i demokracji".
Barroso zaznaczył, że "Europa będzie miała lepsze warunki niż jakikolwiek inny kraj lub grupa krajów nie do narzucania, tylko proponowania rozwiązań globalnych, które są światu pilnie potrzebne".
"Aby osiągnąć taki rezultat, wszystkie rządy wykazały się odwagą polityczną. Zachęcam was teraz do wykazania takiej samej determinacji w okresie ratyfikacji" - zaapelował Barroso.
Traktat Reformujący UE ma wejść w życie na początku 2009 roku, o ile zostanie do tego czasu ratyfikowany przez wszystkie państwa członkowskie.
"Historia zapamięta ten dzień jako dzień, który otwiera nowe nadzieje" - powiedział natomiast premier Portugalii Jose Socrates otwierając w czwartkową ceremonię. Jak zaznaczył, "ambitna Europa jest najważniejszym wkładem, jaki możemy dziś wnieść na rzecz polepszenia świata. Świat potrzebuje silniejszej Europy".
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego (PE) Hans-Gert Poettering nazwał Traktat Lizboński pięknym prezentem urodzinowym dla Europy. "Wreszcie udało nam się spełnić marzenie ojców założycieli - stworzyć zjednoczoną Europę o dobrych fundamentach wspólnej, bezpiecznej przyszłości" - powiedział.
Zaznaczył, że do niedawna mówiono o "nieprzezwyciężalnym kryzysie unijnym", ale - jak powiedział - tak samo jak z poprzednich kryzysów, i z tego wychodzimy wzmocnieni.
Czwartkowa uroczystość odbyła się w pięknym, zabytkowym klasztorze hieronimitów w lizbońskiej dzielnicy Belem w pobliżu ujścia Tagu do Oceanu Atlantyckiego. Jest on uważany za perłę stylu manuelińskiego, będącego połączeniem gotyku i renesansu.
Na dziedzińcu klasztoru - obecnie zadaszonym i zamienionym w pomieszczenie - ustawiono podium dla szefów państw i rządów. Tam właśnie zasiadali premier Donald Tusk i prezydent Lech Kaczyński. Szef MSZ Radosław Sikorski siedział w specjalnym sektorze poza podium.
Portyki okalające dziedziniec zostały podświetlone kolorowymi światłami, umieszczono też symbole UE, w tym flagę z gwiazdami. Podczas podpisywania dokumentu przez przedstawicieli poszczególnych państw na wielkim ekranie pojawiała się flaga ich kraju.
Po ceremonii podpisania traktatu prezydent Lech Kaczyński wraca do Polski, a premier Donald Tusk udaje się do Brukseli na szczyt UE, podczas którego przywódcy państw i rządów mają zająć się sprawami dotyczącymi imigracji, zmian klimatycznych i Strategii Lizbońskiej.
Co nowego przynosi Traktat z Lizbony
Jego główne postanowienia - nowe w stosunku do obecnie obowiązującego Traktatu z Nicei - to usprawnienie unijnych instytucji poprzez przyjęcie nowego systemu podejmowania decyzji w UE, a także nadanie Unii osobowości prawnej oraz wiążącego charakteru Karcie Praw Podstawowych.
Jako pierwszy unijny dokument Traktat Reformujący reguluje też sposób wychodzenia z Unii państwa, które zdecydowałoby się na taki krok.
Nowy Traktat ma wejść w życie na początku 2009 roku, kończąc trwające od 2002 roku dyskusje nad reformą instytucjonalną rozszerzonej UE. Pod warunkiem jednak, że tym razem nie będzie problemów z jego ratyfikacją. Poprzedni projekt traktatu konstytucyjnego UE przepadł w 2005 roku w referendach we Francji i Holandii.
Traktat Lizboński zachowuje jednak najważniejsze postanowienia instytucjonalne eurokonstytucji. Wśród nich jest zapis o wprowadzeniu stanowiska przewodniczącego UE (kadencja 2,5 roku), zredukowana do 18 członków Komisja Europejska (od 2014 roku) oraz jednolita osobowość prawna UE, a także stanowisko wysokiego przedstawiciela Unii Europejskiej, którego początkowo planowano nazywać ministrem spraw zagranicznych.
Odstąpiono od nazwy konstytucja, jak też od unijnych symboli Unii, takich jak flaga i hymn (Oda do radości Beethovena), by nie sugerować, że UE jest superpaństwem.
Traktat zawiera jednak listę wartości, na których opiera się Unia, a także jej celów i kompetencji. Nie zapomniano przy tym ani o "poszanowaniu tożsamości narodowej", ani o solidarności. Powstrzymując się od precyzowania, o jakie religie chodzi, nawiązano w przepisanej z eurokonstytucji preambule do "kulturalnego, religijnego i humanistycznego dziedzictwa Europy".
Usprawnieniu Unii służy zastąpienie zasady jednomyślności w Radzie (ministrów) UE (czyli zniesienie prawa weta pojedynczych państw) w ponad 40 sprawach, głównie proceduralnych, ale weto utrzymano w tak zasadniczych kwestiach jak zmiany w traktatach, poszerzenie UE, polityka zagraniczna i obronna, zabezpieczenie socjalne, podatki i kultura.
Najwięcej kontrowersji w Polsce wzbudziły zapisy dotyczące podejmowania decyzji w Radzie UE - w dziedzinach, w których stanowi ona kwalifikowaną większością głosów. Mimo że nowy Traktat ma wejść w życie w 2009 roku, na wniosek Polski przywódcy państw UE uzgodnili, że do 1 listopada 2014 roku będą obowiązywały dotychczasowe, korzystne dla Polski zasady głosowania w Radzie UE, które przewiduje Traktat z Nicei.
Dopiero potem zacznie obowiązywać system podwójnej większości państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.) przepisany z eurokonstytucji. Do zablokowania decyzji potrzeba będzie ponad 45 proc. państw lub 35 proc. ludności zamieszkującej co najmniej cztery państwa.
Przez prawie trzy kolejne lata - od 1 listopada 2014 do 31 marca 2017 roku - każdy kraj będzie mógł zażądać jednak powtórnego głosowania w systemie nicejskim i jeśli zbuduje mniejszość blokującą - decyzja nie zapadnie.
Od marca 2017 roku nie będzie już możliwości głosowania metodą nicejską, ale kraje będą mogły zastosować hamulec bezpieczeństwa przewidziany w tzw. kompromisie z Joaniny. Pozwala on na odwlekanie podejmowania decyzji w Radzie przez "rozsądny czas". Mechanizm będzie mógł być użyty, jeśli wystąpią o to kraje reprezentujące co najmniej 19 proc. ludności UE - tyle, ile dziś mają np. łącznie Polska i Francja. Eurokonstytucja zakładała pułap 26,25 proc.
Traktat przewiduje też, że do 2014 roku wszystkie państwa członkowskie zachowają prawo do delegowania do Brukseli po jednym komisarzu. Później liczba komisarzy zostanie zredukowana do dwóch trzecich liczby państw, chyba że Rada Europejska (przywódcy) jednogłośnie postanowi inaczej.
Liczba członków Parlamentu Europejskiego wyniesie od następnej kadencji w połowie 2009 roku 751, w tym przewodniczący PE. Traktat precyzuje, że najludniejsze państwo Unii (obecnie Niemcy) będzie miało 96 eurodeputowanych (teraz 99), a najmniej ludne (Malta i Luksemburg) po 6. Przywódcy, w osobnej decyzji, zatwierdzili na szczycie w Lizbonie w październiku br. podział miejsc dla pozostałych państw UE, w tym dla Polski - 51 eurodeputowanych.
Wejście w życie Traktatu Reformującego UE zwiększy "widoczność" Unii na arenie międzynarodowej dzięki dwóm nowym stanowiskom - przewodniczącego Rady Europejskiej i wysokiego przedstawiciela do spraw zagranicznych UE (w projekcie eurokonstytucji nazywano go ministrem spraw zagranicznych UE).
Ten pierwszy będzie wybierany na dwa i pół roku z możliwością drugiej kadencji.
Ten drugi zasiądzie w Komisji Europejskiej jako jeden z jej wiceprzewodniczących i połączy obowiązki dotychczasowego wysokiego przedstawiciela UE ds. wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz komisarza ds. stosunków zewnętrznych.
Wspierany przez "Europejską Służbę Działań Zagranicznych" będzie ponadto przewodniczył Radzie (ministrów) Spraw Zagranicznych. Przewodnictwo Rady (ministrów) w innych składach będzie miało charakter grupowy i będzie powierzane co 18 miesięcy trzem państwom, które będą dzieliły obowiązki między siebie.
Traktat, za eurokonstytucją, precyzuje warunki nawiązywania przez mniejsze grupy państw członkowskich "wzmocnionej współpracy" w dziedzinach, w których nie wszyscy chcą lub mogą ściślej się integrować.
Karta Praw Podstawowych, która ma być podpisana w środę 12 grudnia przez przywódców unijnych instytucji, ma wraz z wejściem w życie nowego Traktatu stać się dokumentem prawnie wiążącym o takiej samej randze jak traktaty.
To ważne z punktu widzenia obywateli, którzy będą mogli powoływać się bezpośrednio na Kartę (w tych przypadkach, w których jest mowa o prawach samowykonalnych, czyli takich, na które można się powołać wprost, bez potrzeby dookreślania ich w prawie krajowym) i dochodzić swoich praw opartych na prawie unijnym przed sądami w UE (w tym krajowymi).
Polska zdecydowała się na przyłączenie do tzw. brytyjskiego protokołu ograniczającego stosowanie Karty. Decyzję tę podjął prezydent Lech Kaczyński i poprzedni rząd. Podtrzymał ją rząd premiera Donalda Tuska.
O ile jednak obiekcje brytyjskie wobec Karty wiążą się ze sprawami pracowniczymi i socjalnymi, Polska wyrażała obawy przed możliwością narzucenia polskiemu prawu standardów moralnych.
Dlatego Polska dołączyła do traktatu jednostronną deklarację, w której podkreśliła, iż "biorąc pod uwagę tradycje ruchu społecznego +Solidarność+ i jego ważną rolę w walce o prawa socjalne i pracownicze, (Polska) w pełni szanuje prawa pracownicze i socjalne, a w szczególności te potwierdzone w Karcie Praw Podstawowych".
W przeddzień traktatu ...
Przewodniczący Komisji Europejskiej, Parlamentu i Rady podpisują i uroczyście ogłaszają kartę praw podstawowych w Strasburgu. 12 grudnia w Strasburgu przewodniczący Komisji Europejskiej, Parlamentu i Rady podpisali i uroczyście ogłosili Kartę praw podstawowych Unii Europejskiej, otwierając tym samym drogę do podpisania traktatu lizbońskiego 13 grudnia . Karta ofiarowuje obywatelom europejskim prawdziwy katalog praw wiążących dla instytucji, organów i jednostek organizacyjnych Unii, jak również dla państw członkowskich w zakresie, w jakim wdrażają one prawo Unii. Jest to znaczący krok na drodze do integracji europejskiej.
Podpisanie traktatu i co dalej?
Podpisując uroczyście w czwartek w Lizbonie nowy Traktat Reformujący UE, unijni przywódcy zakończą trwającą od lat reformę instytucjonalną wspólnoty.
Unia Europejska może przejść do działania - pod warunkiem jednak, że nie będzie problemów z ratyfikacją, a na czele unijnych instytucji staną politycy z wizją.
Kiedy w październiku w Lizbonie udało się dojść do porozumienia w sprawie treści nowego traktatu, przywódcy unijni chórem wyrokowali: nareszcie Unia wychodzi z kryzysu instytucjonalnego i jest gotowa sprostać wyzwaniom przyszłości. "Europa nie musi już spoglądać wewnątrz siebie, ale na zewnątrz" - cieszył się przewodniczący KE Jose Manuel Barroso.
Nowy traktat ma wejść w życie 1 stycznia 2009 roku, pod warunkiem jednak, że tym razem nie będzie problemów z jego ratyfikacją. Poprzedni projekt traktatu konstytucyjnego UE przepadł w 2005 roku w referendach we Francji i Holandii. Na razie tylko jeden kraj ogłosił, że przeprowadzi referendum - Irlandia; inne, w tym Francja, Holandia i Dania, zapowiedziały ratyfikację drogą parlamentarną, co powinno ułatwić przyjęcie dokumentu.
Mała Irlandia może jednak zgotować niespodziankę. Wszyscy pamiętają jak w czerwcu 2001 roku odrzuciła w referendum Traktat z Nicei i głosowanie trzeba było powtarzać, po zagwarantowaniu, że traktat nie zmienia statusu Irlandii jako kraju neutralnego. Jak będzie tym razem? Sondaże pokazują, że ogromna większość społeczeństwa nie wie jeszcze, jak zagłosuje.
"Jeśli zostanie ratyfikowany, Traktat z Lizbony będzie stanowił decydujący postęp w rozwoju konstytucyjnym UE. Z historycznego punktu widzenia, jest przynajmniej tak ważny jak traktat z Maastricht (1991), który wprowadził wspólną monetę i stworzył podwaliny polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, oraz współpracy w dziedzinie policyjnej i spraw sądowniczych" - powiedział Andrew Duff, jeden ze sprawozdawców Parlamentu Europejskiego ds. nowego Traktatu, wcześniej zaangażowany w prace nad eurokonstytucją.
Ale przyjęcie nowego Traktatu rozszerzonej UE nie oznacza jeszcze, że Unia nagle zacznie przodować w świecie. Jak tłumaczył były komisarz UE ds. reformy instytucjonalnej, Michel Barnier, Traktat to jedynie narzędzie w rękach polityków. Wiele zależy więc od tego, kto stanie na czele nowych instytucji po jego wejściu w życie.
Ponadto liczne nowe postanowienia Traktatu wymagają doprecyzowania lub "tchnięcia w nie ducha". Konia z rzędem temu, kto wie, co kryje się pod zapowiedzią tworzenia polityki kosmicznej UE czy europejskiej przestrzeni badawczej. Czy to oznacza, że kraje członkowskie zgodzą się na konsolidację środków na badania w wybranym ośrodku znajdującym się na terenie innego państwa UE?
Nikt nie wie też, jak Unia skorzysta z możliwości podejmowania decyzji kwalifikowaną większością głosów w tak wrażliwej dziedzinie jak polityka imigracyjna. Dotychczas wszelkie niepowodzenia i słabości unijnych działań w tej dziedzinie tłumaczono istnieniem wymogu jednomyślności. Może teraz wyjdzie na jaw, że po prostu brak woli politycznej. Pierwszym sprawdzianem może być próba przyjęcia tzw. niebieskiej karty dla legalnych imigrantów (na wzór zielonej karty w USA).
Wiele wątpliwości budzą też ustanowione przez Traktat Reformujący, a nieistniejące dziś kluczowe stanowiska, które mają usprawnić funkcjonowanie UE i zwiększyć jej "widoczność" na arenie międzynarodowej. Chodzi o przewodniczącego Rady Europejskiej oraz wysokiego przedstawiciela do spraw zagranicznych Unii.
Kiedy je wymyślano - podczas prac nad traktatem konstytucyjnym - wokół integracji europejskiej panował zupełnie inny nastrój. Unia miała podążać w kierunku wspólnotowym, by nie powiedzieć federalnym, promowanym przez takich polityków jak premier Luksemburga Jean-Claude Juncker czy Belgii Guy Verhofstadt. Teraz bez wątpienia wzrosły tendencje "międzyrządowe", których uosobieniem jest aktualny lider na arenie europejskiej, prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
"Prezydent" UE (w Traktacie - przewodniczący Rady Europejskiej) będzie wybierany na dwa i pół roku z możliwością drugiej kadencji. Od tego, jak silny polityk nim zostanie i czy będzie on współpracował z Komisją Europejską, będzie zależało, czy pozycja KE będzie dalej słabnąć, a wraz z nią wspólnotowy wymiar UE.
Brytyjski premier Gordon Brown zaproponował na stanowisko prezydenta UE byłego szefa rządu Tony'ego Blaira, "który nadaje się na każde stanowisko międzynarodowe", a Nicolas Sarkozy - jednego z najbardziej doświadczonych europejskich przywódców, Jeana-Claude'a Junckera. Prasa niemiecka wymieniała natomiast nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego.
Najwięcej wyzwań i tym samym znaków zapytania dotyczy jednak nowego stanowiska "ministra spraw zagranicznych" (oficjalnie nazwany w Traktacie wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej). Największym eurofilom marzy się, by to on był prawdziwym głosem UE na świecie, by mógł w jej imieniu negocjować umowy z państwami trzecimi, np. kontrakty zbrojeniowe czy energetyczne. Zakładając, że wcześniej uda się zbudować zewnętrzną politykę energetyczną UE...
Na razie pole działania tego ministra pozostaje do określenia. Francja obrała sobie to zresztą za jeden z celów swego przewodnictwa w Unii w drugiej połowie 2008 roku. Biorąc pod uwagę, że Wielka Brytania, wspierana zresztą przez Polskę i Czechy, zmusiła resztę krajów do odejścia od nazwy ministra na rzecz mniej ambitnego "wysokiego przedstawiciela" - wydaje się, że będą opory wobec prawdziwej dyplomacji unijnej.
Szef unijnej dyplomacji ma zasiadać w Komisji Europejskiej jako jeden z jej wiceprzewodniczących i połączy obowiązki dotychczasowego wysokiego przedstawiciela UE ds. wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz komisarza ds. stosunków zewnętrznych.
Mówi się o powołaniu na to stanowisko Javiera Solany (obecnego koordynatora unijnej polityki zagranicznej) lub szefa szwedzkiej dyplomacji Carla Bildta. Rzadziej pada nazwisko obecnej komisarz ds. stosunków zewnętrznych Benity Ferrero-Waldner.
Wspierany przez Europejską Służbę Działań Zagranicznych wysoki przedstawiciel ds. zagranicznych UE będzie ponadto przewodniczył Radzie (ministrów) spraw zagranicznych. Przewodnictwo Rady (ministrów) w innych resortowych składach będzie miało charakter grupowy - zostanie powierzone co 18 miesięcy trzem państwom, które będą dzieliły obowiązki między siebie.
Przyjęcie Traktatu Reformującego oznacza koniec tej budzącej spory fazy integracji politycznej; zaczęła się ona Konwentem w sprawie Karty Praw Podstawowych w 1999 roku, by potem rozwinąć się wraz z Traktatem z Nicei (2000), Deklaracją z Laeken (2001), Konwentem na temat przyszłości Europy (2002-2003), eurokonstytucją (2004), referendum we Francji i Holandii w 2005, oraz okresem refleksji, który po nich nastąpił.